Lidia Yuknavitch z jednej strony pokazuje w swojej autobiograficznej prozie, jak odbiera świat ktoś niewyobrażalnie wrażliwy, ktoś wypełniony bólem i krzywdą, wściekły na ludzi, którzy zamiast chronić, przyczynili się do przeżywanego cierpienia. Z drugiej strony, autorka odkrywa przed czytelnikami drogę wyjścia z emocjonalnego piekła wypełnionego kompulsjami, nałogami i innymi życiowymi dramatami. Opisanie drogi strukturyzującej życiowy chaos ustawia książkę Chronologia wody w opozycji do prozy, która prześlizguje się po motywach „trudnych doświadczeń”, prozy skupionej na gloryfikowaniu nieszczęścia jako swoistego elementu życia osób neurotycznych. Pisarka nie próbuje nawet zła nazywać dobrem. Nazywanie rzeczy po imieniu nie powoduje jednak, że autorka popada w tkliwość, sentymentalizm lub banał, wręcz przeciwnie pisarstwo Yuknavitch rodzi się z pozycji siły, a odwaga osoby doświadczonej, której udało wyrwać się ze szponów przeszłości sprawia, że książkę rozświetla iskra nadziei.
Jeśli jednak ktoś sądzi, że Chronologia wody, to książka z płaskim morałem, jest w błędzie i polecam, aby czym prędzej ją przeczytał.
Jeszcze płynę
Amerykańska pisarka uczyniła z jednego żywiołu – wody – węzłowy punkt opowieści o swoim życiu. Czy dlatego, że swego czasu była pływaczką? Bynajmniej. Ale to właśnie w ciele byłej sportsmenki zapisane zostały traumy domagające się uzewnętrznienia. „Pamiętam jak płacz wzbierał we mnie wielkimi falami1” – pisze we fragmencie przedstawiający moment po urodzeniu martwej córki. Przez większą część historii bohaterka idzie na dno, jednocześnie podejmuje heroiczny wysiłek uratowania samej siebie przed utonięciem. Kłębią się w niej sprzeczności, niewyrażalny gniew i dobre intencje, ale nie tak znowu „dobre” uczynki, desperacja, rzekłabym: totalna.
Woda – rozlana, bezkształtna ciecz, bez zarysowanych granic jest w książce synonimem tożsamościowego rozpadu, słowa zaś mają za zadanie połączyć rozproszone fakty w spójną tożsamościową narrację. Opowieść autorki o sobie samej pozwala poznawać jej subiektywny świat, ułatwia zrekonstruowanie wydarzeń, które zapewniłyby stałość i ciągłość doświadczenia, pisanie ma więc funkcje porządkującą. Z drugiej strony woda jest podstawowym środkiem prowadzącym do oczyszczenia, do katharsis – obmywa i ma moc przemienienia.
Nawet jeśli Yuknavitch tworzy całe akapity, które wwiercają się w pamięć i powodują rozszerzenie źrenic – a potrafi to robić – mamy poczucie, że nie gra spektakularnym zapisem, ale że w swym stylu jest autentyczna i szczera.
*
W Chronologii wody grubą nicią splatają się wątki dzieciństwa z dorosłością. Pisarka zręcznie je łączy, wskazując źródła dysfunkcji, destrukcyjnych schematów zachowania i klisz relacji. Bohaterka wychowywana w domu przepełnionym agresją ojca, pijaństwem matki, z doświadczeniem molestowania, wyrywa się z przemocowego środowiska, ale szybko okazuje się, że sport, który pomógł jej przetrwać wcześniejsze lata „przegrywa” z wyuczonym nieprzystosowaniem i szalejącą autodestrukcją. Bohaterka zaczyna pić i ćpać, uprawiać kompulsywny seks, wchodzi w toksyczne relacje, w końcu zostaje wyrzucona ze studiów, które miały być szansą.
Złapanie oddechu
Ostatecznie, udaje się bohaterce Chronologii wody wypłynąć na powierzchnie. Miłość w tej historii zwycięża nienawiść. Kobietę ratuje splot zdarzeń, kilka postaci (Joanna d’Arc, Kathy Acker, Ken Kesey), miłość, macierzyństwo oraz pisanie – to wszystko pozwala przeobrazić niszczące impulsy w niezbywalną świadomość. Okazuje się, że można wydostać się z piekła.
„Istnieje inny rodzaj miłości. To miłość do sztuki. Bo ja wierzę w sztukę, tak jak inni wierzą w boga” – kończy Yuknavitch, a ja myślę o nieprawdopodobnej mocy jej świadectwa.
Przysięgam! Dzięki Chronologii wody zaczynam lepiej rozumieć stwierdzenie, że religia jest dla ludzi, którzy boją się, że pójdą do piekła, a duchowość jest dla tych, którzy w piekle już byli.
Biograficzna autokreacja
Nie sposób pisać o prozie Yuknavitch ignorując myśl o zadaniach narracji, o literackiej autokreacji oraz biograficznie wykreowanej post-pamięci. Chronologia wody nie jest autobiografią jeden-do-jednego, choć jest – bez wątpienia – oryginalnym konceptem bohaterki literackiej, którą jest sama pisarka o sobie pisząca. Ten sposób uprawiania literatury jako mówienia o sobie jest przykładem modelowym dla całego nurtu literackich autobiografii: wystarczy tylko wspomnieć inne książki wydane nakładem Czarnego: Lata francuskiej pisarki Annie Ernaux czy Trylogię kopenhaską duńskiej pisarki Tove Ditlevsen – autorkom tych dwóch pozycji udało się odnaleźć formę zapisu siebie. Czy nie dlatego ów sposób pisania jest tak popularny, że w literaturze od początku, od każdego kolejnego początku, zawsze najważniejszym tematem była tożsamość? Yuknavitch udowadnia, że z własnego życia można uczynić temat literacki i jednocześnie nie popadać we wtórność. Kiedy historia bohaterki Chronologii wody zatacza coraz szersze kręgi i zaczyna obejmować kolejne obszary jej dorosłego życia, właśnie wtedy zaczynamy przyglądać się temu co ją spotkało przez pryzmat pojedynczego istnienia. Nawet jeśli przeżycia bohaterki momentami wydają się znajome, wiele razy słyszane, odrywają się od swej powszedniości, tworząc biografię konkretnej kobiety. Tyle tylko, że zaraz potem osadzają się w wyobraźni czytelnika jako uniwersalna historia kobiecego doświadczenia.
1L. Yuknavitch: Chronologia wody, Wyd. Czarne 2022, s. 17.