Dobrze jest myśleć literaturą

Wydanie książki w Wydawnictwie Nisza jest możliwe w kilku przypadkach. Po pierwsze: propozycja musi stać w opozycji do literatury głównego nurtu, być swoistym „fenomenem”, zjawiskiem i wpisywać się w reguły literatury postmodernistycznej lub/i zbudowanej na wyraźnym koncepcie. Taka propozycja powinna wyróżniać się, przykładowo: fragmentarycznością, multimodalnością, elementami nienaturalnej narracyjność. Cenione są książki, w których autorzy potrafią złapać ducha czasów. To mogą być short stories, albo książki typu, Zaraza Weroniki Naszarkowskiej-Multanowskiej, która wykorzystała szkice oraz obrazy i opatrzyła je krótkimi komentarzami, aby uchwycić (post)pandemiczną rzeczywistość. Po drugie: dobrze żeby książki wchodziły w dialog z przeszłością, podejmowały intertekstualne gry, można tutaj wspomnieć o książce Kaspra Bajona Ideot. Rzecz o narodzinach potwora. Po trzecie: dobrze żeby tekst mógł zaliczać się do określonego światopoglądu, żeby podejmował tematy egzystencjalne i społeczne, takie jak: eutanazja, o której pisał Mateusz Pakuła w debiutanckiej prozie Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję lub „odwrót od metropolii” – wystarczy tu wspomnieć o zbiorze opowiadań Małgorzaty Boryczko O perspektywach rozwoju małych miasteczek. Propozycje mogą również dryfować gdzieś między, tak jak w przypadku świetnej Furtki przy dozorcy Waldemara Bawołka lub innej książki Mapa (debiutu pierwszej klasy) Barbary Sadurskiej.

Jedno jest pewne, to co proponuje wydawnictwo Nisza, to literatura wielu sensów. A na czym polega uwodzicielskość prozy Macieja Miłkowskiego? Polega głównie na nieustannym podtrzymywaniu napięcia między formą (jak pisze) i treścią (o czym pisze) oraz częstej zmianie proporcji. Tak, to pewne uproszczenie, ale od debiutanckiego Wista (2014), w pisarstwie Miłkowskiego wiele się zmieniło. W debiucie wygrał zakład z samym sobą o to, czy potrafi bawić się formą i pisać śmiesznie, dzięki czemu już wiemy, że umie. W Drugim spotkaniu (2017), eksplorował tę ścieżkę, aby przypieczętować debiutanckie „już umiem”. W powieści System Sulta (Nisza 2019), chciał z kolei „coś” powiedzieć i powiedział – znowu happy end. W najnowszym zaś tomie Miłkowski połączył jedną ambicję z drugą i wyszło znów świetnie. Podobnie jak, swego czasu, w przypadku Waldemara Bawołka, tak i tym razem mamy bowiem do czynienia ze środowiskową modą.

To moda na pisarstwo Macieja Miłkowskiego!

DZIECIĘCA PUPA MĘŻCZYZN

Trzeci dzień świąt to jednocześnie pierwsza książka Miłkowskiego, w której autor skusił się na opowiedzenie o relacjach. I jak to u niego: jeden pomysł dociska drugim, opowiadając o związkach międzyludzkich na kilka różnych sposobów. Z najnowszego zbioru próz wyłaniają się więc nowe tematy. W całym tomie poznajemy jedenastu mężczyzn, których życie uczuciowe i relacyjne jest, bez wątpienia, skomplikowane, naprawdę mocno pokręcone. Wcześniejsze fidrygałki Miłkowskiego, które skupiały się na stronie technicznej tekstów, zamieniły się w opowiadania o (stereo)typowych męskich postawach, które ujawniają się w relacjach z kobietami, dziećmi i innymi mężczyznami. Czy zatem teksty zawarte w najnowszym tomie autora Wista są o nieprzystosowaniu? O bezsilności mężczyzn wobec wyzwań jakie stawia przed nimi współczesność? O nieumiejętności tworzenia zdrowych więzi? O zagubieniu w życiu wewnętrznym: emocjonalnym i uczuciowym? W pewnym stopniu, tak, właśnie o tym wszystkim. W największej mierze są to jednak historie o niedojrzałości – taki jest ich wspólny mianownik. Ślad gombrowiczowskiej „pupy” wpisuje się par excellent w atmosferę opowiadań – bohaterowie może chcieliby dobrze, ale im nie wychodzi, bo brak im umiejętności, zasobów, aby konfrontować się ze światem dorosłych, odpowiadać za budowanie i trwanie relacji z bliskimi. Potrzebują się na kimś uwiesić, bo w głębi duszy czują się zagubieni i nieszczęśliwi. Czy chcieliby, aby ktoś przejął za nich stery? Całkiem możliwe.

Aby rozwinąć ten wątek, warto przypomnieć opowiadanie otwierające tom: Zmiana. Można je czytać na wiele sposobów – dla jednych będzie to opowiadanie najsłabsze, dla drugich, niezwykle zabawne, dla innych, będzie to opowiadanie z kluczem, pomocne w wyznaczaniu linii interpretacyjnych całego zbioru. Opowiadanie przypomina wewnętrzny monolog, który uruchamia się w bohaterze podczas ostatniej sesji terapeutycznej. Mężczyzna, który „latami” wystawał pod balkonem byłej żony, właśnie kończy terapie, a ostatnia wizyta u psychoterapeutki jest okazją do podsumowania. Miłkowski buduje historię operując, w sposób charakterystyczny dla siebie, komizmem i ironią, co sprawia, że na pierwszy rzut oka, tekst jawi się jako śmieszny, zabawny. Przewrotność pomysłu autora polega jednak na tym, że to, co sprawia, że się śmiejemy leży na zewnątrz, w języku, a przecież we wnętrzu bohatera, w samym rdzeniu jego tożsamości, znajduje się „coś” co uniemożliwia zmianę. I jest to wiedza bardziej tragiczna niż śmieszna. Powiem więcej, w komizmie Miłkowskiego kryje się analogia do psychologicznego mechanizmu obronnego. Chodzi mniej więcej o to, że wybuchamy śmiechem w najmniej odpowiednich momentach. Czasami może to sprawić, że zapomnimy o swoim cierpieniu, ale też może uniemożliwić wgląd, podjęcie refleksji, wprowadzenie zmiany. Warstwą śmiechu można przykryć dużo niechcianych uczuć, ale to nie znaczy, że można się ich pozbyć. Opowiadanie podsuwa też kilka innych tropów. Po pierwsze: relacja terapeutyczna, zawsze jest relacją skośną, zależnościową. Innymi słowy: regresujemy się w niej, odsłaniając pragnienia naturalne w relacji dziecka do matki. Tęsknimy w niej za dostępnością, bezpieczeństwem, opieką. I, bez wątpienia, są to pragnienia zrozumiałe u kilkulatka, ale trudno je zaakceptować u dorosłego mężczyzny, w relacjach z kobietami, żonami, partnerkami.

Bohater opowiadania Zmiana w końcu opuszcza gabinet:  

„Powinienem jej kupić kwiaty, pomyślałem. Na Dzień Matki najlepiej… No, komisja etyki się nam jednak dobierze do tyłków! […] A kiedy ja ostatnio byłem w kwiaciarni? Pewnie faktycznie na Dzień Matki”.

A więc jednak matka? Czego, tym razem, oczekuje od niej/od nich bohater? I dlaczego nie potrafi się od swoich „matek” odseparować?

W LABIRYNCIE (NIE)MĘSKOŚCI

Niedojrzałość objawia się też w innych opowiadaniach Miłkowskiego. Przykładowo, w opowiadaniu Trzeci dzień świąt. Historia wydaje się błaha, bohater krząta się po mieszkaniu i rozmyśla o kimś (autor długo nie ujawnia, o kim). Wszystko wskazuje jednak na to, że chodzi o kobietę, może kochankę? Partnerkę? Byłą żonę? Ale czy na pewno? Bohater robi kawę, je śniadanie, sprząta, chce napisać do niej, chce zaprosić do siebie, jest zagubiony, nie wie co robić, jak zagadać. W końcu pisze i czeka na odpowiedź. To co jest zaskakujące w tej historii, to, to, że w sposobie budowania relacji, chodzi głównie o niego. Nawiązanie kontaktu z tą drugą osobą jest dramatyczną próbą uniknięcia samotności i pustki, jakąś pierwotną potrzebą dowartościowania się i dodania sobie pewności. Jak gdyby pragnienie relacji nie opierało się na wzajemności, a próbie użycia osoby. Taki rodzaj wykorzystania jest dość częsty, zarówno w relacjach rodzic-dziecko, w których dziecko istnieje po to, aby utrzymać dobre samopoczucie dorosłego, jak i w relacjach między dorosłymi. To obronne odwrócenie ról, upupia mężczyzn, sprowadza ich do roli wystraszonych dzieci. Niedojrzałość jednej strony relacji, wymusza na drugiej stronie wejście w rolę rodzica.

Inny rodzaj upupiania znajdziemy w genialnym opowiadaniu Scena z dupą. Ten rodzaj niedojrzałości jest tu wyłożony modelowo. Historia zbudowana jest na metaforze – Miłkowski zabiera czytelników do teatru, gdzie pewna aktorka przygotowuje się do spektaklu – charakteryzator ma pełne ręce roboty. Aktorka ma odegrać „scenę z dupą”, więc puder i fluid idą na jej tylną część ciała. Oświetleniowca rozpiera duma, bo aktorka raz na jakiś czas uprawia z nim seks, więc traktuje jej „dupę” jak swoją własność. Klasyka. W ogóle z aktorki jest całkiem niezła dupa, mimo swoich czterdziestu lat, a nade wszystko stała się sławna dzięki „grze dupą”. No i oczywiście, w opowiadaniu pojawia się wątek męskiej rywalizacji – której przedmiotem (dosłownie) staje się kobieta. Trudno posądzać Miłkowskiego o seksizm, trzeba raczej przyznać, że świetnie poradził sobie z tematem. Czytamy między wierszami, że odgrywanie roli jest jedynym zadaniem jakie dostaje kobieta w patriarchalnym świecie.

Miłkowski nie rysuje przyszłości w jasnych barwach. W zbiorze opowiadań Trzeci dzień świąt mamy do czynienia z wnikliwą egzegezą życiowych paradoksów, gorzkich prawd o relacjach międzyludzkich. Poruszamy się w ramach określonych ról, funkcjonujemy w ciasnych ramach własnej niedojrzałości, która jest przekleństwem.

DZIEŃ PO

Obraz męskości jaki wyłania się z próz zebranych w tomie Trzeci dzień świąt nie jest budujący. Bohaterów charakteryzuje rozpacz, samotność oraz niedojrzałość. Te przygnębiające wnioski współgrają z metaforą ukrytą w tytule. Jaki jest ów „trzeci dzień świąt”? Wyobraźmy sobie, że mijają święta, w ostatnich dniach nawet się postaraliśmy, napięcie narastało, ale daliśmy radę. W końcu długo się przygotowaliśmy do świąt, tym razem miało być inaczej, tym razem nasze wyobrażenia miały stać się spójne z rzeczywistością, tym razem miały się spełnić nasze oczekiwania. Kończą się jednak święta – jesteśmy przytłoczeni, czujemy ciężar obecności rodziny i bliskości, od której chcielibyśmy uciec. I okazuje się, że życie nie jest jak pudełko czekoladek, bo niemal zawsze, dostajemy to samo.

Kolejna świetna książka Miłkowskiego – opowiadania, które łącznie tworzą (anty)sagę o niełatwych relacjach rodzinnych, dojrzałości, a najczęściej jej braku.

Dodaj komentarz