Kiedy tuż przed lekturą uświadomiłam sobie powagę tematu, z którym przyjdzie mi się zmierzyć, byłam przerażona. Po przeczytaniu ostatnich zdań, byłam dodatkowo wstrząśnięta. Nagradzając brawami profesora Jacka Leociaka za świetną książkę, wiedziałam już co stało za emocjami. Byłam gotowa czytać, ale wcale nie chciałam rozumieć, Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach jest bowiem jedną z tych książek, której rozumienie wiąże się z podjęciem refleksji, do których nie przywykliśmy. Już sam ten fakt powoduje dyskomfort. Całe szczęście, autorska ręka panowała nad tekstem w każdej sekundzie, dzięki czemu nie jest to pretensjonalna opowieść „o grzechach Kościoła”. Jeśli zatem cała robota pisarska Leociaka ma mieć sens, jeśli to właśnie my – czytelnicy – mamy dzięki niej osiągnąć lepszy, głębszy dostęp do rzeczywistości, nie mam innej rady, oprócz jednej: sami musimy wykonać, przy okazji lektury, sporą część intelektualnego wysiłku, aby chcieć zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Autor Młynów bożych w swojej najnowszej publikacji Zapraszamy do nieba… kreśli sylwetki słynnych zbrodniarzy między innymi Jacquesa Fesha, członków rodziny Mansona, a kończy na hitlerowcach (główną postacią jest Rudolf Hoss), którzy nawrócili się przed śmiercią i co za tym idzie w świetle nauki KK są zbawieni, czy jak mówi się potocznie – pójdą do nieba. Zestawienie: „zbawieni zbrodniarze” brzmi dla mnie jak oksymoron, chociaż pewnie są i tacy, którzy mogliby wyciągnąć skrajnie odmienne wnioski. Wspominam o tym jedynie dlatego, żeby czytelnika, ale i samą siebie ostrzec. Książka Leociaka stawia pytania natury moralnej, a jak wiemy spór o podstawy moralności to stały, nierozstrzygnięty motyw w historii ludzkiej myśli. Nie da się jednak tych pytań odseparować od istoty pamięci (w dużej mierze, chodzi autorowi właśnie o nią), ponieważ, aby ją zachować jesteśmy wezwani moralnym nakazem do stanięcia po stronie ofiar. Zapraszamy do nieba… pozbawia iluzji, że istnieje jakikolwiek w tej kwestii dylemat. Nie mamy tu przecież do czynienia ze stanem niepewności, który wymaga wyboru jednej z dwóch niekorzystnych opcji. Nie jesteśmy uczestnikami eksperymentu, w którym mamy sobie wyobrazić, że jesteśmy maszynistami pociągu, którego nie da się zatrzymać; jeśli skręcimy w lewo zabijemy pięcioro znajomych przywiązanych do torów, jeśli skręcimy w prawo zabijemy dziesięcioro kompletnie nam obcych ludzi. Autor nie zadaje pytań w stylu: Co zrobisz?
Książka Leociaka składa się z dwóch części, po pierwsze: eseistycznej, w której autor wykłada jak pojmowane jest przez chrześcijaństwo miłosierdzie i sprawiedliwość. Streścić to można historią o męczeńskiej śmierci Jezusa oraz historią o „dobrym łotrze”. Jak wiemy ukrzyżowanie Syna Bożego dla religii chrześcijańskiej jest synonimem ofiary złożonej w ramach odkupienia ludzkości z jej grzechów (rozminięcia się ludzkiej woli z wolą Boga), innymi słowy zbawienie grzesznika prowadzi drogą łaski jaką otrzymuje się na podstawie wiary a nie uczynków. Gdzie byś nie był grzeszniku i jakiego zła byś nie wyrządził, jeśli w akcie modlitwy wyrazisz wiarę, że Jezus jest twoim zbawicielem, to będziesz zbawiony. Nie istnieje żadna stopniowalność czynów, ani granica, za którą odkupienie (przebaczenie) nie jest możliwe. Autor zwraca na to uwagę samą kompozycją tekstów, zaczynając od „przypadków najlżejszych”, kierując się w stronę postępującego sadyzmu sprawców, kończąc na złu w jej krańcowej postaci, a więc bestialstwie hitlerowców i Holokauście. Chrześcijańskie miłosierdzie w swej idei nie dokonuje na tym obszarze różnicowania. Dla chrześcijańskiego przebaczenia liczy się akt performatywny, taki sam jaki czynią chociażby młodzi podczas ślubu. Biorę ciebie za męża/żonę diametralnie zmienia rzeczywistość nowożeńców, ale w jaki sposób, trudno powiedzieć… Grzesznikowi zostają za sprawą aktu modlitwy odpuszczone wszystkie przeszłe i przyszłe złe uczynki a w dniu sądu ostatecznego, sprawiedliwy otrzyma życie wieczne i zmartwychwstanie, tak jak uczynił to przed nim jego zbawiciel.
Gdybym chciała przełożyć teologiczną logikę na sytuację psychologiczną, rozumiem ją następująco: czyniąc zło wisi nade mną albo widmo kary, albo zadośćuczynienia, jedna i druga sytuacja wiąże się z wizją wzięcia odpowiedzialności za popełnione czyny. Oczywiście piszę o sytuacji modelowej, w której jednostka ma zdolność do rozróżnienia zła od dobra, przeżywa poczucie winy, które sygnalizuje kto jest sprawcą a kto ofiarą. Jednak to na co zwraca w swej książce Leociak, to fakt, że owa logika funkcjonuje w próżni, brakuje w niej istotnego elementu, zakłada bowiem, że zmazanie winy odbywa się w sposób magiczny, poprzez kogoś z zewnątrz, a więc odbywa się bez udziału sprawcy – ciężar z jego barków spada niemal samoistnie, a o sposobach na otrzymanie przebaczenia od ofiar nawet nie musi myśleć. Przebaczenie również nadchodzi z zewnątrz. Wszystko odbywa się w dramatycznym trójkącie między katem-ofiarą-wybawcą, chociaż trudno pokusić się o inny wniosek niż ten, że w omawianych w Zapraszamy do nieba przypadkach wybawcy bliżej do kata niż do ofiary. Wybawca zawsze kochał i nigdy nie przestał kochać sprawcy. Trzeba przyznać, że to pomieszanie autor książki punktuje niezwykle precyzyjnie. Przejdźmy dalej: jednostki socjopatyczne (narcystyczne, psychopatyczne), a więc postaci opisywane przez autora Zapraszamy do nieba… są poczucia winy pozbawione, a więc są również pozbawione świadomości czynienia zła. Można postawić tezę, która nasuwa się jako pierwsza, że religia i opisany wcześniej mechanizm, pozwala im utrzymać status quo „skoro Bóg zawsze mnie kochał i widział mnie dobrym, jakaż jest we mnie wina” lub jeszcze prościej: „jestem niewinny”. Myślę, że w przypadku zbrodniarzy pokroju Rudolfa Hossa realne skonfrontowanie się z wyrządzonym złem, musiało by skończyć się w jeden sposób: samobójstwem. Z trudem wyobrażam sobie inną ewentualność. Jednak religia otwiera im furtkę, przez którą chętnie przechodzą. Teologiczne rozumiane miłosierdzie i sprawiedliwość pozwala im utrzymać idealny obraz siebie, jednostki bez skazy. Podzielam niezgodę autora na tak rozumianą moralność. Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Kościół? W drugiej części książki Leociak, w stylu bardziej reporterskim, opisuje proceder nawróceń zbrodniarzy. Czytamy o rozmowach z kapłanami, które odbywają się w celach więziennych, w niektórych przypadkach na kilka dni przed zaplanowanym wymierzeniem kary śmierci. Autor cytuje beznamiętnie prowadzone dzienniki nawróceń, przytacza przykłady wstawiennictwa za zbrodniarzami hierarchów kościelnych, czytamy o „wynoszeniu na piedestał” zbrodniarzy jako przykładów zjawiskowych nawróceń. Kierowanie się koniunkturą (postaci, które przeszły na jasną stronę mocy okazują się idealne do promowania opisywanej moralności), jest w tych przypadkach nie tyle wątpliwe moralnie co napawa wstrętem. W obliczu mordów i gwałtów zwyrodnialców, hitlerowców, w tym komendanta Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hossa, przywdziewanie przez nich szat niewinności to kolejne splunięcie w twarz wszystkich ofiarom.
Podstawową zaletą pracy Leociaka jest wnikliwa analiza i krytyka chrześcijańskiej moralności, która w rękach instytucji kościelnych zatraca kontakt z rzeczywistością. Język książki jest jasny, autor prowadzi czytelnika od problemu do rozwiązania, po drodze dobrze wyjaśniając własny tok rozumowania. Sądzę, że wobec trudnych tematów najnowszej historii, warto, żeby przesłanie Zapraszamy do nieba było słyszalne, jest nim bowiem wołanie o pamięć dla ofiar, wołanie o przekierowanie uwagi, tam gdzie powinna być ona skupiona.