„Misterium początku daje doświadczenie pierwszego rozstania.
Uprzedza, że nieraz trzeba będzie porzucać, to, co się kocha, by iść ku nieznanemu”[1].
Jolanta Brach-Czaina Szczeliny Istnienia
Liryczna twórczość Małgorzaty Lebdy powiększyła się o kolejny tom i podobnie jak w przypadku trzech wcześniejszych książek: Snów uckermarkerów (2018), Matecznika (2016) i Granicy lasu (2013), stanowiących tryptyk biograficznie wykreowanej post-pamięci, tak i w Mer de Glace autorka zdaje relacje z intymnego. Nie sposób jednak myśleć o tym koncepcie poetki o sobie piszącej, tak, jak w przypadku poprzednich tomów. Nadal, istotna jest w nim uważna afirmacja codzienności oraz pielęgnowanie monologu utkanego ze wspomnień, jednak w Mer de Glace został przekroczony Rubikon.
Wprawki z nowego
W najnowszym tomie Lebdy, zamiast prób uświadamiania sobie, rozumienia i oswajania źródeł osobowego „stawania się”, znajdujemy zapis doświadczania ukształtowanej już tożsamości. Mer der Glace nie jest jednak tomem, któremu towarzyszy euforia odkrywania, nie jest przecież historią o młodości. Wyczuwalna nostalgia i myśl o przyszłości w perspektywie końca, tworzą nastrój powiązany z przeżywaniem i godzeniem się ze stratą. A mimo to, wiersze układają się w tom bardziej dynamiczny: przypominają migawki, wyimki z dziennika, są w ruchu, bywają luźniej ze sobą powiązane, jakby unikały wzajemnych relacji, zależności, zakorzenienia. Z tymi wierszami współgra medytacja nad doświadczeniem ciała. Zwrócenie ciału kruchości i słabości rodzi refleksje o skończoności. Przeczytamy o ciele chorującym, ciele pod stałą kontrolą lekarską, o ciele potrzebującym lekarstw:
Karmienie psów
„Ranki tu, w wilgotnej dolinie, są dobre, o końcu świata,
który trwa, przypominam sobie nieczęsto, są bowiem sprawy
ważniejsze: zażyć rano tabletkę euthyroxu, umieścić ćwiartkę
doxybactinu w pyszczku kota”. (…)
Autoimmunologiczna choroba podmiotki lirycznej oraz infekcja zwierzęcia, w zestawieniu z myślą o „końcu świata”, pozostawiają czytelnika z pytaniem o wpływ człowieka na naturę. Nie sposób pominąć fakt, że leki są chemiczną odpowiedzią na działalność człowieka. Metafora organizmu, który przez lata funkcjonuje w nierównowadze i ostatecznie atakuje sam siebie, jest trafnym opisem losów świata, który eksploatowany do granic możliwości, zaczyna niszczeć. A więc, osobiste doświadczenie daje możliwość myślenia o sprawach globalnych, ale z drugiej strony, wiersz skonstruowany został tak, abyśmy odwrócili od świata uwagę, żebyśmy zajęli się sobą. Pytanie, które należałoby zadać: „Czy powinniśmy „zapomnieć” i odwrócić wzrok od katastrofy klimatycznej?
Ciało w tomie Mer de Glace jest również pełen witalności, usportowienia, siły. Mamy oto w tomie całą serie wierszy poświęconych ciału w procesie treningu biegowego:
Z ciała: raz
„Dzisiaj było posłuszne. Przed biegiem należy opowiedzieć
mu drogę, przypomnieć o kamieniach, korzeniach, żyłach
ziemi”. ( …)
Innym razem:
Z ciała: trzy
„Było wdzięczne (zapamiętać) tak, jakbyśmy
należeli do tego samego widoku: Odry.
Jeśli ciało jest wdzięczne, praca mięśni
przypomina dobry wiersz”.
Czytanie wody
Materia ludzkiego organizmu w swej harmonii, płynności i rozciągłości przypominać może rzekę. O bliskości tych dwóch całości będzie opowiadać projekt „Czytanie wody: Wisłą”, w którym Lebda zamierza przebiec trasę liczącą 1100 km wzdłuż rzeki. O swej motywacji do biegu, poetka opowiadała wielokrotnie: „sprowadza mnie tu chęć powiedzenia poprzez podjęcie trudu, że nie zgadzam się na agresję wobec słabszego, tu: wobec rzeki. Wierzę w mniejsze i większe gesty, które wykonujemy, żeby zwrócić uwagę na to, co dzieje się na naszej planecie”[2].
Spłacony dług
Jeśli jednym z powodów dotychczasowego pisarstwa Lebdy był, „dług wobec pamięci[3]” oraz przeświadczenie o tym, że pamięć nieustannie „domaga się wypowiedzenia[4]”, to w Mer de Glace widać, że dług ten, przynajmniej częściowo, zostaje spłacony.
Myśląc o tym oraz mając za kontekst budowany przez poetkę dystans czasu i odległości, można dojść do wniosku, że człowiek staje przynajmniej przed dwoma poważnymi zadaniami życiowymi. Pierwsze polega na zbudowaniu solidnego „naczynia” (tożsamości); drugie – na znalezieniu zawartości, którą owo „naczynie” ma pomieścić.
Do lektury tomu podeszłam, więc z entuzjazmem, był to jednak entuzjazm ostrożny. Po pierwsze: wiadomo, że niezręcznie jest oceniać najnowszy tom przez pryzmat poprzednich, ale pokusa, w przypadku twórczości Lebdy jest bardzo duża. Najważniejsze, to nie przesadzić. Po drugie, ów „zapis siebie” będący kontynuacją odsłaniania siebie, jest najprawdopodobniej początkiem większej całości. Niepokój, który towarzyszył mi podczas czytania, był związany z przeświadczeniem o tym, że w przypadku poezji Lebdy osiągnięcia pierwszej połowy życia muszą się rozpaść i ukazać swoją niepewność i kruchość, tylko tak można ruszyć w dalszą drogę.
[1] Jolanta Brach-Czaina: Szczeliny istnienia. Wyd. Dowody na istnienie, 2018, s. 17
[2] https://outdoormagazyn.pl/2021/09/malgosia-lebda-i-projekt-czytanie-wody-wisla/
[3] M. Lebda: Dłużnik przeżytego, Nowy Napis, nr 2.
[4] Ibidem.