Brzydzę się agresją Rosji na Ukrainę. Szok, niedowierzanie i zaskoczenie były pierwszymi reakcjami na to wydarzenie, chociaż poczucie zagrożenia pełzało od stycznia. Złość, nienawiść i chęć zemsty pojawiły się chwilę później, z podpiętym do emocji obrazkiem Putina, który kończy w rowie oblany benzyną. Tak, dokładnie tak wyobrażałam sobie moment linczu. To tylko fantazję. Potem na pierwszy plan wysunęła się bezsilność i niepokój. Czyli smutek i lęk. I dużo pytań, coraz więcej pytań. W jakiej rzeczywistości się obudzimy, kiedy emocje opadną? Celowo nie zadaję pytania, o koniec wojny. Zastanawiam się jak zmienią się nasze postawy, już niedługo, lada moment, kiedy odzyskamy poczucie wpływu i zdołamy opanować nerwy.
*
Ale zacznijmy od początku: przecież nikt do końca nie wierzył, ani w Ukrainie, ani w krajach Zachodu, że atak Rosji na pełną skalę jest w ogóle możliwy. W XXI wieku? Wojna? W Europie? Jaki szaleniec by się na nią zdecydował? Przyzwyczailiśmy nasze sumienia do europejskiego, antymilitarnego światopoglądu, nastawionego na współpracę, na próbę dyplomatycznego rozwiązania konfliktów, a przede wszystkim na niekrzywdzenie, bo ostatecznie każda wojna, to dramat ludzi, którzy z polityką mają niewiele wspólnego. Zapomnieliśmy tylko, że to nasza perspektywa i że jest kilku bandytów u władzy, którzy robią politykę w innym stylu, mając przeważnie jeden argument w użyciu: argument siły. Dla nich czas pokoju jest równoznaczny z niepewnością, czy uda im się utrzymać władzę. Przeliczyliśmy się w stosunku do Putina. Staliśmy się pariasami, uzależniając gospodarki Zachodu od rosyjskiej energetyki, daliśmy się uwikłać w nieczystą politykę, która kazała nam przymykać oczy na imperialne zapędy Putina, na bezprawną aneksję Krymu, wprowadzenie wojsk do Donbasu. Daliśmy Putinowi palec, a on wziął całą rękę.
*
Skala tej brutalnej przemocy i podłości jaka przetacza się przez Ukrainę nie mieści mi się w głowie. Ale przecież muszę ją pomieścić, bo stała się również moją niebezpośrednią realnością. Wszystko trzeba sobie na nowo poukładać, dojść do ładu z emocjami, poczuciem zagrożenia, utratą bezpieczeństwa, wpływu, kontroli, zwiększonym poczuciem niepoczytalności i nieprzewidywalności świata. To nie jest już ten sam świat, który był jeszcze tydzień temu. Świat stał się nagle zerojedynkowy: dobro/zło, Rosja/Ukraina, Wschód/Zachód, wojna/pokój, pomoc/bierność, dozbrajanie/niedozbrajanie, Putin/Zełenski, odwaga/strach, Putinwbunkrze/ZełenskinaulicachKijowa, PrawdziwyPrzywódca/PrawdziwyBandyta, uchodźcy/wybawcy. Prawdopodobnie dojdzie do nowego podziału świata, do stołu usiądą Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja i zdecydują o nowych strefach wpływu. Nagle trzeba być gotowym na najgorsze scenariusze.
*
Czyli koniec wielkiej przyjaźni PIS-owskiego rządu z proputinowcami: Orbanem, Le Pen, Trumpem? No i co dalej z Ordo Iuris finansowanym przez Kreml? I co dalej z proputinowską propagandą w naszym kraju. W końcu premier Morawiecki i prezydent Duda ustawili flagi UE za swoimi plecami. Staliśmy się wzorem, obrońcami wolnej Europy, doprawdy winszuję. To chwalebna postawa rządzących, ale zastanawia mnie czy jednak nie chodzi o kalkulację, w końcu na uchodźcach z Ukrainy można ugrać kilka punkcików w sondażach, w przeciwieństwie do uchodźców z Afganistanu, którzy umierali jak zwierzęta na polsko-białoruskiej granicy. Nie zapomnę agresywnej, prorosyjskiej polityki obrzydzającej społeczeństwu UE, nie zapomnę o odbieraniu praw reprodukcyjnych kobietom, nie zapomnę o krzywdzie jaką rząd zafundował społeczności osób nieheteronormatywnym.
*
Rzuciliśmy się do pomocy. Chwała nam za to, zawsze wierzyłam, że Polacy w chwilach kryzysowych potrafią się zjednoczyć. Bez względu na to, czy pomagamy, aby zagłuszyć poczucie winy wobec obywateli Ukrainy. Obywatele zza wschodniej granicy żyją z nami w Polsce od kilku lat. Tania siła robocza? Proszę bardzo. Trochę drażnią, wszędzie ten ukraiński. Teraz to co innego, sami najchętniej zapisalibyśmy się na szybki kurs nauki języka. Rzuciliśmy się do pomocy, aby opanować lęki i oszukać samych siebie, że mamy na coś wpływ, że możemy odzyskać poczucie kontroli w sytuacji skrajnego zagrożenia. Pomagamy, ale też oczekujemy. Wielu rzeczy oczekujemy, przede wszystkim wdzięczności, aby przekonać wszystkich, cały świat, no i samych siebie, że to właśnie MY czynimy dla nich dobro. Kuba Wojewódzki z pożal się Boże dowcipem o Ukrainkach? To nie my, nie naród, nie mieszajcie nas w to! Goście z Ukrainy? Tak, pod warunkiem, że będą zachowywać się adekwatnie do naszej potrzeby i wizji pomagania. Nie podobają się im warunki mieszkaniowe? Za mały pokój na matkę z dzieckiem? A co oni przyjechali na wakacje? Niech się cieszą, że im bomby nie latają nad głową. To znaczy, tolerujemy spacer po Wawelu z naszymi gośćmi, ale już ich całodzienny płacz w pokoju obok nie wchodzi w grę. Jak to mają jakieś pieniądze? Jakim prawem wydają wojenne pieniądze w naszym kraju? Czy oni nie mieli stracić wszystkiego? Czy oni nie mieli przybyć do nas z niczym, aby w końcu ktoś był od nas w stu procentach zależny?
Niby robimy rzeczy jakie powinno się robić. Ale to czego się najbardziej boję, to tego, że nasza oczywista mobilizacja jest tymczasowa. I już za chwilę, lada dzień skończą się korzyści, jakie nam daje. Kiedy ukraińscy lokatorzy, których gościmy u siebie, będą potrzebowali własnych mieszkań, pracy, posłać dzieci do szkoły lub do przedszkola, lub kiedy zorientujemy się, że korzystają z naszych pieniędzy, z ulg i udogodnień, kiedy uznamy, że właściwie im się to nie należy. Martwi mnie, że właśnie wtedy polskość podniesie łeb.