Doceniam rozmowy z Karoliną, ponieważ są źródłem inspiracji, jej myśli zapładniają moje i vice versa. Przykładowo dzisiaj, z niczego wyszło coś. Na pewno kojarzycie nagłówki w plotkarskich gazetach albo rolki w mediach społecznościowych na temat rzeczy, które całe życie robimy źle. Dotyczy to sposobu poruszania się, jedzenia, robienia kupy, uczenia się, używania gąbek do zmywania, wiązania butów, nalewania soku z kartonu do szklanki, noszenia słuchawek, krojenia chleba, jedzenia pizzy. Marząc o doskonałości, wszędzie widzimy możliwości podciągnięcia się. KTOŚ chcę żebyśmy stale podnosili poprzeczkę. A nasze wysiłki, ma się rozumieć, jak we wszystkim, co źle rozpoznane – są daremne. Nieustannie czujemy, że jesteśmy niewystarczający, inne warianty w ogóle nie mieszczą nam się w głowach. Cały czas coś z nami jest nie tak. Owszem jest to rozumienie chore. Mogę zasugerować szybką kurację, znaną mi i bliską od lat, często przytaczaną w kręgach aowskich (Anonimowych Alkoholików), autorem jest śp. Wiktor Osiatyński: „rano spójrz w lustro, zrób przedziałek i odpierdol się od siebie”. Działa.
Dlaczego nie ufamy sobie, nieustannie podejrzewamy siebie o brak kompetencji w tak banalnych sprawach jak toaleta, o co chodzi z tym nieustannym podważaniem/unieważnianiem swoich pragnień, rezygnacji z tego co lubimy? Kilka dni temu usłyszałam w jednej z instagramowych rolek rozmowę, całkiem na serio, o tym, że kanapka z serem żółtym, ale też owsianka z miodem, to najgorsze, co możemy zaserwować sobie na śniadanie. Kryzys, jak można zauważyć, jest naprawdę głęboki. O co chodzi? Nie będę wchodzić w drobiazgowy opis kondycji współczesnego człowieka i relacji społecznych, ale coś jest na rzeczy. Kryzys doświadczenia i autorytetów. Żadne novum. Kryzys jest tam, gdzie dotychczasowe reguły życia w świecie z innymi przestają obowiązywać. Świat jawi się jako zepsuty. Coraz częściej łakniemy wzoru do naśladowania oraz podpowiedzi w kwestiach wręcz absurdalnych, jednocześnie odrzucamy autorytet nauki i wiedzy, nie mówiąc już o kwestiach egzystencjalnych i moralnych. Nie potrafimy, albo nie chcemy czerpać z mądrości innych. Oczywiście ma to wszystko prowadzić do rozerwania pęt i zwiększenia wolności człowieka. Wszystko to jednak jawi się jako pozorne. Obawiam się, że żonglerka słowem „autorytet” nie tylko rozrzedza jego znaczenie, ale urabia nas do myślenia w sensie doraźnych, indywidualnych oczekiwań. Zamienia to, co powinien dawać autorytet, a więc głęboki namysł i kontemplacje pobudzającą do myślenia, na tanie poradnictwo, recepty wystawiane ad hoc, bez potrzeby ruszenia mózgownicą. Coś mi się wydaje, proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, że ta cała sprawa z odrzucaniem autorytetów, sprawia, że schodzimy w ciemność, w mrok. Przestajemy myśleć, a to właśnie myślenie – wnioskowanie, rozumowanie, wątpienie, namysł są składowymi większej świadomości, minimum wolności. Tak się zastanawiam przy środzie.